Arkadiusz Sakałus to człowiek, który w Nadziei Bytom pojawił się w przerwie zimowej. Jest nie tylko włascicielem głównego sponsora klubu - firmy Mega-Invest, ale również zawodnikiem, któremu udało się nawet w debiucie strzelić bramkę. Zachęcamy do przeczytania wywiadu z osobą, która uwierzyła w Nadzieję... 1. Od tej rundy Pana firma stała się głównym sponsorem klubu. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o sobie oraz o działalności jaką prowadzi Pan i Pana firma?
- Jestem pasjonatem sportowym, jak i osobą, która bardzo mocno wierzy w dobro drugiego człowieka. Mam 32 lata, jestem spod znaku wagi. Moja firma zajmuje się kompleksowymi dostawami lin stalowych, drutów stalowych, drutów spawalniczych, tarcz do cięcia i szlifowania, śrub, nakrętek, podkładek ze stali zwykłej jak i ocynkowanej, osprzęt spawalniczy, jak i wiele innych artykułów. Niestety realia naszego rynku wymusiły na mojej firmie to iż musimy być elastyczni i w naszym asortymencie można znaleźć wszystko co klient końcowy będzie potrzebował, czyli od igły po helikopter.
2. Skąd dowiedział się Pan o Nadziei i dlaczego zdecydował się Pan wesprzeć ten klub?
- O klubie Nadzieja Bytom dowiedziałem się przez przypadek. Przypadek ten oraz rozmowy z ludźmi związanymi z tym klubem nakłoniły mnie, aby wspomóc finansowo oraz zasobami ludzkim Nadzieję. Tutaj muszę nadmienić, iż wraz ze mną do Bytomia trafił Pan Dariusz Wolny, Tomasz Pękacz, jak i wielu innych zawodników, którzy sadzę, że zasilą klub w następnym sezonie i staną się sporym wzmocnieniem, dzięki czemu będziemy mogli powalczyć o wyższe – niż w obecnym sezonie – cele.
3. Czy nie odstraszały Pana pozycja w ligowej tabeli oraz wyniki osiągane do tej pory przez drużynę?
- Oczywiście, że dostrzegłem obie te rzeczy. Szczerze? Nie przeraziło mnie to, a dlaczego? Bo w ludziach, którzy na co dzień grają w klubie widzę potencjał oraz chęć gry, zabawy piłką i w piłkę. Najważniejsze jest to, aby chłopaki z tzw. blokowisk, zamiast kraść, ćpać oraz pić alkohol pod klatką schodową chcą się ruszać i pokazać się innym, a niejednokrotnie utrzeć nosa w sposób sportowy klubom o niebo lepiej klasyfikowanym od Nadziei Bytom. Podziwiam takie osoby jak zawodnicy Nadziei i bardzo szanuję ich wszystkich za to, że są i chcą, a że czasem nie wyjdzie, to trudno... kiedyś uda się nam na pewno. W grze zawodników Nadziei widać poprawę między tym co było, a tym co jest. Widać postępy sportowe, które chłopcy osiągają z dnia na dzień, ale przede wszystkim widać, że chcą. Mając jeszcze po swojej stronie takiego trenera jak Pan Darek Wolny, jestem przekonany, że drużyna już za niedługo będzie grała o wysokie cele sportowe.
4. Jest Pan pasjonatem sportu i w każdym meczu zalicza pan krótki występ na boisku. Udało się Panu nawet strzelić jedną bramkę. Jak odnajduje się Pan w b-klasowej rzeczywistości?
- Rzeczywiście zaliczam kilkuminutowe gry na boisku w prawie każdym meczu. Na pewno chciałbym by były one dłuższe, ale zdaję sobie sprawę z tego, że mam już 32 lata i są młodsi ode mnie oraz bardziej sprawni, a przede wszystkim nie mają problemów z nadwagą oraz z nadmiarem tłuszczu, jaki ja posiadam (śmiech). Dla mnie te występy są przyjemnością i czymś co sprawia mi życiową radość, a jeszcze jak swoją – nie oszukujmy się – mierną grą będę mógł pomóc drużynie, to sprawi mi to wielką radość:) Staram się w drużynie – jako starszy kolega tych chłopaków – wprowadzić dobrą atmosferę. Często mówię jakieś śmieszne rzeczy, tak by wszyscy się pośmiali, np. siedząc zazwyczaj na ławce rezerwowych chcę by atmosfera tam panująca była dobra i rodzinna, bo takim klubem powinna być Nadzieja Bytom. Owszem, udało mi się strzelić bramkę po minucie gry, z czego oczywiście bardzo się cieszyłem, a teraz wchodząc na boisko chłopcy mówią do mnie „joker”, co jest zabawne i strasznie mobilizujące:) Na pewno będę się starał strzelić ich więcej. Bramka strzelona z "ławki" nie była tylko moją zasługą, bo piłka nożna to sport drużynowy i tak naprawdę strzelcy bramek są zapisywani w statystykach, ale na te bramki pracują inni – często dużo mocniej niż napastnicy. Napastnik jest tylko tzw. katem, który dokłada nogę, głowę lub inną cześć ciała w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Zgodzi się zapewne ze mną najlepszy strzelec Nadziei – Adam Fiszer – że wszyscy pracują na to, by on lub ktoś inny mógł strzelić bramkę dla naszego zespołu. Czasami obrońcy, pomocnicy wylewają pot po to, by ktoś inny zwieńczył ich 90-cio minutową ciężką pracę, strzelając zwycięską bramkę. Dlatego jest okrzyk "JEDEN ZA WSZYSTKICH WSZYSCY ZA JEDNEGO" .
5. Jakie stawia Pan cele na przyszły sezon?
- W obecnym sezonie cel jest jeden – zdobyć jak najwięcej punktów, a minimum jest już określone jako 9 punktów. Ponadto fajnie by było utrzeć nosa teoretycznie mocniejszym przeciwnikom tak, by zaczęli nas szanować oraz zaczęli się z nami liczyć i nie mieli łatwych przepraw z nami. Mając na uwadze to, iż zespół jest w ciągłej rozsypce oraz przebudowie organizacyjnej to jest cel minimum.
Przyszły sezon to już cel bardzo ambitny – walka o awans do klasy A. W tym miejscu wielu może się śmiać z tego celu, ale ja wierzę że jest on do osiągnięcia. Obecny poziom piłkarski bytomskiej klasy B nie jest zbyt wysoki i każdy zespół jest do ogrania przez nas, wiele drużyn z którymi mieliśmy już przyjemność rozegrać mecze czy u siebie, czy na wyjeździe myślały, że będziemy dostawcą łatwych punktów, ale nie zawsze tak jest – potrafimy już "ukraść punkt".
Dziękuję za rozmowę.
- Również dziękuję za przeprowadzony ze mną wywiad. Wierzę, że razem osiągniemy cele, które sobie założyliśmy. Pozdrawiam wszystkich kibiców, zawodników oraz ludzi wspierających Nadzieje Bytom.