Najlepiej zapomnieć jak najszybciej o niedzielnym spotkaniu z rezerwami Górnika Bobrowniki Śląskie. Gospodarze byli zespołem zdecydowanie lepszym. Nas było stać jedynie na zryw w ostatnich minutach. Wtedy było już za mało czasu, aby odwrócić losy meczu. Relacja w rozwinięciu...
Mecze z rezerwami na ich terenie zawsze są bardzo trudnymi wyzwaniami. Przykład Górnika II Bobrowniki to potwierdza, bo wystarczy spojrzeć na ich wyniki w roli gospodarza. W naszym przypadku obawy się potwierdziły, bo solidne lanie na naszym terenie musiało podrażnić ambicję tej drużyny. W efekcie chętnie skorzystano z posiłków w postaci kilku ważnych zawodników pierwszej drużyny.
Niestety, nie był to jedyny problem. Znacznie większym był tragiczny stan boiska tarnogórskiego klubu. Nawierzchnia może i jest cała zielona, ale dodatkowo twarda i pełna zdradliwych dziur. Gołym okiem widać było, jak duży wpływ miało to na nasze poczynania.
Nie umieliśmy przestawić się na styl "bij i leć", przez co wszelkie próby rozgrywania kończyły się fiaskiem. Wielkie problemy stwarzało przede wszystkim przyjmowanie piłki, bo nigdy nie było wiadomo w którą stronę odbije się futbolówka.
Gospodarze z kolei czuli się jak ryba w wodze. To oni zdecydowanie dominowali w pierwszej połowie. My mogliśmy tylko dziękować Maciejowi Biskupowi, że wybronił tyle 100% okazji. Gdyby nie on, to już na przerwę schodzilibyśmy z bagażem kilku bramek.
My odpowiadaliśmy bardzo nielicznie i w dodatku nie były to jakieś bardzo klarowne okazji. W oczy rzucał się brak pomysłu na grę oraz totalna bezradność wobec zaistniałych warunków. Do przerwy utrzymywał się jednak bezbramkowy rezultat.
Po wznowieniu gry bardzo szybko opuściło nas szczęście. W 49. minucie błąd popełnili Artur Machura i Grzegorz Wójcik. Żaden z nich nie zdecydował się przeciąć piłkę, a ta między nimi trafiła pod nogi Pawła Kotali. Ten z kolei w końcu rozwiązał worek z bramkami.
Potem długo utrzymywało się jednobramkowe prowadzenie Górnika. Wraz z upływającym czasem zaczęliśmy coraz bardziej się odkrywać. Efekt? Trzy stracone gole w niespełna dziesięć minut. To był popis błędów naszej defensywy. Źle założona pułapka ofsajdowa, zagranie na wolne pole, złe krycie... Takie pomyłki sprawiły, że szybko zrobiło się 0:4.
Dopiero wtedy w nasz zespół wstąpił nowy duch. Podrażniona została ambicja, której brakowało od samego początku. Atakowaliśmy raz po raz i przełamanie nastąpiło za sprawą Daniela Kukuły, który wykorzystał podanie od Bartłomieja Barańskiego.
Po minucie obaj panowie zamienili się rolami. Najpierw arbiter podyktował faul tuż przed szesnastką. Szybkie rozegranie "Barana", podanie do naszego snajpera, a ten został wycięty w polu karnym. Sędzia bez wahania wskazał na wapno, a jedenastkę strzałem od słupka wykorzystał Barański.
W ostatnich minutach rozpaczliwie atakowaliśmy niemal całym zespołem. Rywale z kolei odgryzali się kontrami, ale dobrze czyścili nasi obrońcy. Zabrakło jednak czasu, aby chociażby wyrównać. Szkoda, że zryw nastąpił tak późno. Kwadrans wcześniej i jestem przekonany, że Górnik nie zgarnąłby kompletu punktów.
Prawda jednak jest taka, że to na razie nasz najsłabszy mecz w sezonie. Ktoś przypomni porażkę z Silesią II Miechowice (1:4), ale wtedy cała druga połowa była bardzo dobra w naszym wykonaniu. W niedzielę na dobrym poziomie zagraliśmy ledwie kilka minut.
Gratulacje należą się Górnikowi, który był zdecydowanie lepszy. Nie tłumaczy nas fakt, że skorzystano z posiłków z pierwszej drużyny. Pozycja lidera do czegoś zobowiązuje i takie rzeczy nie mogą mieć wpływu na naszą grę. Zabrakło przede wszystkim ambicji na takim poziomie, jak widzieliśmy tydzień wcześniej w starciu z Orkanem Dąbrówka Wielka.
Teraz czeka nas rewanż z Silesią. Tej drużynie mamy coś do udowodnienia i chcąc przezimować na pierwszym miejscu musimy na własnym terenie wygrać. To uda się tylko przy pełnej koncentracji, determinacji oraz ambicji. Głowy do góry i już w niedzielę walka na całego.
Górnik II Bobrowniki Śląskie - Nadzieja Bytom 4:2 (0:0)
Paweł Kotala 49, 74, Paweł Jeziorski 77, Dariusz Kosak 83 - Daniel Kukuła 87, Bartłomiej Barański 88 (karny)
Górnik: Maciej Przybyłowicz - Eugeniusz Ślęzok, Daniel Kancel, Michał Piwowar (75. Tomasz Belik), Piotr Kucharczyk, Daniel Chwiendacz (65. Paweł Jeziorski), Maksymilian Tomala, Tomasz Boczek (65. Grzegorz Gierak), Łukasz Suder, Dariusz Kosak, Paweł Kotala.
Nadzieja: Maciej Biskup - Sebastian Klyszcz, Robert Mazurkiewicz, Artur Machura - Michał Zawadzki, Grzegorz Wójcik, Bartłomiej Barański, Krzysztof Pęśkiewicz (73. Grzegorz Mucha), Paweł Wierzbowski (65. Damian Nowak) - Tomasz Krawczyk (82. Robert Czykiel), Aleksander Barlik (55. Daniel Kukuła).
Żółte kartki: Kancel.
Sędziowali: Jarosław Stachowicz (główny), Konrad Łuszcz i Marcin Kałus (asystenci).
Widzów: około 30.