- autor: Admin, 2012-12-15 11:12
-
Wydawało się, że to będzie nasza runda. Po znakomitej rundzie wiosennej przystępowaliśmy do nowego sezonu z wielkimi nadziejami. Start rozgrywek tylko nas w tym utwierdzał, ale... nieoczekiwanie zaczął się drastyczny zjazd w dół. Zapraszamy na podsumowanie jesieni.
Druga część sezonu 2011/12. Dla każdej drużyny bytomskiej B-klasy mecz z Nadzieją rodzi wielkie obawy. Tylko rezerwy Gwarka i Szombierek zdołały nas pokonać. Remisy? Z Nitronem i Naprzodem. Cała reszta zbierała ostre cięgi od "Bytomskich Lwów", a w niektórych przypadkach mieliśmy do czynienia z pogromem. W efekcie w tabeli rundy wiosennej zajmujemy drugie miejsce.
Nie dziwi, że po tak wspaniałym okresie wszyscy zaczęli upatrywać Nadziei w roli głównego kandydata do awansu. Nie inaczej było w samym zespole, bo wszyscy postawili sobie jasny cel - walka o dwa pierwsze miejsca w tabeli. Problem w tym, że źle zaczyna się dziać tuż przed rozpoczęciem ligi.
Za pięć dwunasta z naszej kadry wypada kilku ważnych graczy. Także i zbyt wielu poważnych transferów nie udało się dokonać. Ruszaliśmy w nowy sezon ze szczupłą kadrą i modląc się, aby nie przytrafiła się plaga kontuzji.
Zaczęliśmy bardzo obiecująco, bo od zwycięstwa z Unią Strzybnica 4:1. Potem remis z KS-em Piekary przy dużym udziale sędziów, a następnie pogrom z Iskrą Lasowice. Od tego momentu zaczęło się dziać coś niedobrego. Wprawdzie wygraliśmy jeszcze dwa mecze i jeden zremisowaliśmy, ale okupiliśmy to kontuzjami kluczowych zawodników.
Na kilka miesięcy z gry wypadł Daniel Kukuła po drugim meczu. Robert Mazurkiewicz musiał pauzować kilka tygodni, a Tomasz Krawczyk także z powodu urazu nie mógł przystąpić do kilku spotkań. Przy skromnej kadrze zaczęło to się odbijać na naszej grze i zdobyczach punktowych. W efekcie od 8. kolejki nie zanotowaliśmy żadnego zwycięstwa!
Przełomowy wydaje się być mecz z Przyszłością Nowe Chechło. Wtedy tak na dobrą sprawę cały dorobek zaczął się sypać. Prowadziliśmy 2:0, mieliśmy spokojne granie, aż nagle rywale zaczęli nas ośmieszać jak trampkarzy i wpakowali sześć bramek. Kadra jeszcze bardziej się uszczupliła z pozasportowych powodów.
Do tego wszystkiego doszły czerwone kartki, lekkie kontuzje i absencje z prywatnych powodów. Doszło w końcu do sytuacji, gdy na mecz z Tęczą Zendek pojechaliśmy w 11-osobowym składzie. I tak zagraliśmy świetny mecz, bo prowadziliśmy do przerwy 2:0, każdy walczył na 100%, ale gdy zabrakło sił, to przeciwnik odrobił straty z nawiązką wbijając pięć goli.
Jesień zakończyliśmy strasznie bezbarwnie z zespołami, które były absolutnie w naszym zasięgu. Remisy po 1:1 ze Zgodą i Silesią chluby nam nie przynoszą. Zdobycie tutaj kompletu punktów postawiłoby nas w zdecydowanie lepszej pozycji przed rewanżami. Tylko czy mieliśmy jakiekolwiek argumenty ku temu?
W zasadzie żadnych. Z każdym meczem słabnęliśmy kadrowo, ale także mentalnie. W połowie rundy przypominaliśmy już zlepek, który grał bez ładu, składu i pomysłu. Przeobraziliśmy się w ligowego średniaka, którego dosłownie każdy może ograć, a wręcz ośmieszyć.
Przykre jest to, jak spektakularny zjazd w dół zaliczył nasz zespół. W pewnym momencie byliśmy nawet liderem rozgrywek, a dziś plasujemy się na piątym miejscu z niepokojem patrząc w dół i powoli przestając marzyć o czołówce. Czy jest jeszcze szansa na awans? W futbolu cuda się zdarzają, ale zawsze trzeba im pomóc. Wszystko zależy tylko od nas samych.
Teraz przed nami długa i niezwykle pracowita zima. Jeżeli każdy podejdzie do tego okresu uczciwie, to znów wiosną możemy być postrachem całej ligi. Tym bardziej, że szykuje się kilka powrotów i wzmocnień, które powinny pomóc w odbudowie bytomskiego charakteru. Przebyliśmy drogę ze szczytu w kierunku dna. Teraz możemy przebyć drogę od zera do bohatera.