Jeśli ktoś myślał, że mecz z ligowym outsiderem będzie dla nas spacerkiem, to srogo się pomylił. Błyskawicznie objęliśmy prowadzenie, a potem z każdą minutą było gorzej. Na szczęście naszego kopania się po czołach rywale nie potrafili wykorzystać. Relacja w rozwinięciu...
Piłkarze Naprzodu Wieszowa w tym sezonie pełnią głównie rolę dostarczyciela punktów. Wydawało się zatem, że ten mecz będzie dla nas tylko formalnością. Istniały jednak dwa powody, aby zupełnie zmienić postrzeganie tego starcia.
Przede wszystkim w swojej dotychczasowej historii nie potrafiliśmy wygrać z tym przeciwnikiem. Zaledwie raz, wiosną poprzedniego sezonu, zremisowaliśmy z Naprzodem. W dodatku ponownie przystąpiliśmy do meczu w bardzo okrojonym składzie.
Zabrakło Adama Orzeszka, którego na stoperze zastąpił Jakub Jeżycki. Kontuzje już wcześniej wyeliminowały z gry Daniela Kukułę i Roberta Mazurkiewicza, a dodatkowo trener nie mógł skorzystać z usług Michała Ziółkowskiego oraz Patryka Wojaczka.
Mecz zaczął się jednak dla nas idealnie. Tuż po wznowieniu gry Artur Gabrysz przejął piłkę od nieporadnych defensorów i pognał sam na sam z bramkarzem. Na szczęście nie zawiódł i strzałem po ziemi umieścił futbolówkę w siatce. Tym samym ustanowił rekord klubu, bo gola strzelił w 33. sekundzie spotkania.
Wydawało się, że pójdziemy za ciosem, ale tylko kilka minut widoczna była nasza przewaga. Potem całkowicie oddaliśmy pole gry rywalowi, który choć częściej przebywał na naszej połowie, to niewiele z tego wynikało. O pierwszej połowie nie ma zatem co mówić, a jeśli już, to to, że się odbyła.
Po zmianie stron nic nie ulega zmianie. My rozpaczliwie się bronimy, a gracze Naprzodu nabierają jeszcze większej ochoty na strzelenie gola. Kilka razy byli tego bardzo bliscy, bo co najmniej dwukrotnie wypracowali sobie stuprocentową okazję. Szczęście tego dnia nie opuszczało jednak Piotra Surusa.
Zapewne sobotnie spotkanie kosztowałoby nas mniej nerwów, gdybyśmy w drugiej odsłonie wykorzystali jedną z kilku idealnych okazji. Niestety, bramka klubu z Wieszowy znów była zaczarowana. Dwukrotnie na listę strzelców powinien wpisać się Tomasz Krawczyk, a równie bliscy szczęścia byli chociażby Bartłomiej Barański i Artur Machura.
Z pewnością starcie z Naprzodem będzie rozpatrywane w kategorii naszego najgorszego meczu w tym sezonie. Ważne jednak jest, że w końcu potrafimy takie wygrywać. Oby tylko nie stało się to regułą, bo prędzej czy później słaby styl doprowadzi do porażki.
Za tydzień arcyważny mecz z Orkanem Dąbrówka Wielka, który okupuje pozycję lidera. Cieszy to, że zapowiada się powrót kilku ważnych zawodników. Mamy nadzieję, że Nadzieja w końcu pokaże futbol miły dla oka, a w dodatku będzie cieszyć się z kolejnych trzech punktów.
Naprzód Wieszowa - Nadzieja Bytom 0-1(0-1)
Gabrysz 1
Naprzód: Wojciech Oleśko - Dawid Hanusek, Paweł Bulla (46. Łukasz Warzecha), Arkadiusz Kozioł, Dawid Prochota, Adam Szołtysik, Grzegorz Sojczyński (75. Łukasz Nastula), Tomasz Kinor, Mateusz Bagsik, Amadeusz Jagieła-Zając, Grzegorz Prochota (75. Marcin Kuczka).
Nadzieja: Piotr Surus - Paweł Komisarczyk, Jakub Jeżycki, Jarosław Szczerba - Michał Zawadzki, Robert Czykiel, Bartłomiej Barański, Adrian Domin, Marcin Jaglarz (50. Artur Machura) - Grzegorz Wójcik (60. Tomasz Krawczyk), Artur Gabrysz.
Żółte kartki: Warzecha - Barański.
Sędziowali: Łukasz Stańko (główny), Marcel Kapinos i Arkadiusz Łastowski (asystenci).
Widzów: około 30.